Znajomość z twórczością królowej szwedzkich kryminałów - Camilli Lackberg zaczęłam dość nietypowo. Dlaczego? Kilka lat temu, podczas fali polularności autorki w naszym kraju, sięgnęłam po Księżniczkę z lodu. Uczucia targające mną po lekturze nie były na tyle silne, żeby sięgnąć po kolejne tomy. W ciągu tych lat pamięć o Lackberg nieco przygasła, do czasu, kiedy wydano Pogromcę Lwów. Następstwem fascynującej (tym razem) lektury był zakup pozostałych tomów, mieszczących się pomiędzy Księżniczką z lodu a Pogromcą.
Przyszedł czas na drugi tom serii czyli Kaznodzieję. Co o nim sądzę?
Policyjnemu dochodzeniu towarzyszy wątek poboczny w postaci osobistego życia bohaterów - głównie Eriki, która spodziewa się dziecka i jej ukochanego Patrika. Jesteśmy obserwatorami zmagań Eriki z nieproszonymi gośćmi, co momentami jest komiczne (wspaniała scena z miejscem docelowym obiadu), a także troski o maltretowaną siostrę Annę.
Szwedzkie kryminały kojarzą się zwykle z zimową aurą - wszędzie biało, mroźno, złowieszczo... W tym przypadku jest inaczej - mamy upalne lato. Łatwo było mi się wczuć w położenie bohaterów, nadal mając w pamięci wcale nie tak dalekie 38stopniowe upały.
Książka zaczyna się ciekawie. Morderstwo mające związek z pogrzebaną sprawą sprzed wielu lat, dwie wrogie sobie rodziny, kontrowersyny tytułowy Kaznodzieja i jego synowie vel ręce, które leczą, tajemnice i dawne niesnaski. Ciekawy materiał lecz w moim subiektywnym odczuciu - słabsze wykonanie.
Historia dłuży się, wręcz nudzi, niby są zwroty akcji, ale to za mało, żeby przyciągnąć moją uwagę. Pojawiają się nowe dane, wtedy akcja nieco przyspiesza, ale w żaden sposób nie mogę nazwać jej mianem wartkiej. Przyznam, że bardziej ciekawił mnie wątek obyczajowy - perypetie Eriki z gośćmi czy kłopoty Anny z byłym mężem i nowy romans z podejrzanym typem.
Książkę czyta się bardzo szybko, jest to przyjemna i odprężająca lektura. Zabrakło jednak tej iskry, która sprawia, że nie mogę się oderwać od czytania, a w myślach typuję sprawcę - który notabene w tym wypadku jest łatwy do zdemaskowania. Mam nadzieję, że kolejne tomy okażą się ciekawsze.
Miałam trochę podobne odczucia. Przeczytałam, ale mnie nie porwała. Za to "Zamieć śnieżna i woń migdałów" bardziej przypadła mi do gustu. Dlatego sięgnę jeszcze po książki pani Lackberg, aby przekonać się czy to jednak dla mnie czy raczej nie :)
OdpowiedzUsuńOd razu porwałam się na zakup wszystkich brakujących tomów, więc lepiej, żeby okazały się ciekawe:) Tę drugą widziałam u Ciebie na blogu, jednak bardziej mimo wszystko interesuje mnie ta saga.
UsuńJa jeszcze nie poznałam prozy tej autorki, więc wszystko przede mną.
OdpowiedzUsuńByłabym ciekawa Twego zdania:)
UsuńCiekawa jestem tej autorki, ale po Twojej recenzji lekturę jej książek zostawię na nieco później. Obecnie mam na półce książki, które ciekawią mnie bardziej. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pozostałe będą lepsze...Co do książek - nie wątpię i czekam na recenzje tych wspaniałości:)
Usuń